Autorami projektu i wykonawcami pomnika są artyści Tomasz i Konrad Urbanowiczowie z renomowanej pracowni Archiglass, która ma w swoim portfolio m. in. szklane dekoracje budynku Sądu Najwyższego w Warszawie czy rzeźbę „Zjednoczony Świat”, znajdującą się na dziedzińcu Parlamentu Europejskiego w Strasburgu czy niezwykłego jaja - portierni w budynku Uniwersytetu Wrocławskiego.
Pomnik pięknie podświetlany nocą na skwerze przedstawia dziewięć postaci żołnierzy niezłomnych zatopionych w szklanych bryłach. Jak mówią twórcy monumentu „z tęsknotą za wolnością w oczach, próbują iść w różnych kierunkach”. W symboliczny sposób obrazuje sytuację całego pokolenia, które po 1945 r. znalazło się w dramatycznej sytuacji. Idea budowy pomnika połączyła wiele środowisk, a jego budowa i prace związane z zagospodarowaniem terenu zostały sfinansowane ze środków Gminy Wrocław oraz z dotacji Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Na skwerze oprócz wyjątkowego monumentu pojawiła się piękna zieleń i monitoring.
– Nie dane im było normalnie żyć i pracować dla Polski. Jedni prześladowani przez przyniesioną na sowieckich bagnetach władzę - zostali wypchnięci poza nawias społeczeństwa. Inni nie godząc się na komunistyczną rzeczywistość podjęli z bronią w ręku nierówny bój o wolną Polskę i ginęli na polu walki, w zasadzkach czy mordowani w komunistycznych katowniach, również we wrocławskim więzieniu przy ul. Kleczkowskiej – mówi dr Andrzej Jerie, dyrektor Centrum Historii Zajezdnia.
Do dzisiaj nie wiadomo, gdzie spoczywają szczątki zamordowanych po II wojnie światowej przez polskich komunistów takich bohaterów jak gen. August Fieldorf, mjr Adam Lazarowicz czy rotmistrz Witold Pilecki. Uciekając przed prześladowaniami żołnierze pierwszej i drugiej konspiracji próbowali znaleźć schronienie na Ziemiach Zachodnich i Północnych, w tym i we Wrocławiu. Komunistyczny aparat represji był jednak bezwzględny. Wielu z nich w stolicy Dolnego Śląska zostało aresztowanych i na podstawie wyroków sądów wojskowych rozstrzelanych. W powojennym Wrocławiu miejscem kaźni przedstawicieli antykomunistycznego podziemia stało się więzienie przy ul. Kleczkowskiej. To za jego murami 27 listopada 1948 r. strzałem w tył głowy zabito działaczy Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” ppłk. Ludwika Marszałka ps. „Zbroja”, ppor. Stanisława Dydo ps. „Steinert”, kpt. Jana Klamuta ps. „Górski” czy ppor. Władysława Ciska ps. „Rom”. Zachowały się niezwykle przejmujące wspomnienia świadka ostatnich chwil kapitana Eugeniusza Werensa, kawalera Orderu Virtuti Militari, obrońcy Warszawy i Modlina w 1939 roku, oficera Armii Krajowej, rozstrzelanego przy ul. Kleczkowskiej w 1947 roku. Podobny los spotkał żołnierzy wileńskiej AK Antoniego Tomiałojcia czy Henryka Urbanowicza. Pierwszy w chwili śmierci miał 26 lat, drugi 23 lata. I nie były to najmłodsze ofiary oprawców z więzienia przy ul. Kleczkowskiej.
Spośród ponad 800 więźniów, którzy zostali zabici w tym więzieniu większość została pochowana w bezimiennych grobach na Cmentarzu Osobowickim. W większości przypadków rodziny nie były informowane ani o wykonanym wyroku, ani o miejscu pochówku. Pomnik Żołnierzy Niezłomnych przywraca im honor i daje miejsce w naszej pamięci.