W naturze tak duże lęgi dają sowom śnieżnym większą szansę przetrwania i wtedy choć część potomstwa ma szansę ustrzec się przed drapieżnikami. Są jednak bardzo rzadkie przypadki. – W naszym zoo ostatni lęg tego gatunku miał miejsce w 2006 roku. Wszystkie pisklęta pokryte są popielatym puchem, co upodabnia je do podłoża (to naziemny gatunek) i pozwala im przetrwać w naturze. Docelowo sowy przybiorą białe pióra, co jest ich charakterystyczną cechą – mówi Weronika Skupin z zoo.
Sowa śnieżna to mieszkanka północnych krańców Europy, Azji i Ameryki Północnej. Gniazduje w tundrze lub na górskich płaskowyżach powyżej granicy drzew. Mróz dla niej nie straszny. Upierzenie chroni je tak skutecznie, że dorosłe osobniki wytrzymują temperatury nawet do minus 40°C, dlatego rzadko szukają schronienia przed szalejącymi wichrami. Nazywane są też duchem tundry. To piękne i mądre ptaki.
Samice sowy śnieżnej żyjące w arktycznej tundrze w bardzo nieprzyjaznych warunkach, zezwalają samcowi na kontakt płciowy pod warunkiem, że samiec nakarmi je lemingami. Nie robią tego jednak z wygody. Lemingi to główne pożywienie sów śnieżnych, jednak liczebność tych gryzoni z rodziny chomikowatych spada co 3-4 lata. Samiec znajdując zatem niewielką ilość pożywienia, zjada je sam. Samica natomiast zdając sobie sprawę, iż wykarmienie młodych byłoby niemożliwe, decyduje się na brak potomstwa, dlatego też tak liczne młode ptaki w zoo są sukcesem, tym bardziej, że tu sowy śnieżne lemingów nie jedzą! Żywią się innymi gryzoniami i specjalnym granulatem.