Natalia Kaczmarek. "Pod siatką nie znalazłam szczęścia"
– Natalka to bez wątpienia najlepiej rokująca zawodniczka z tych młodych. Począwszy od 16. roku życia sięgała regularnie po tytuły mistrzyni kraju. Najpierw dwukrotnie wśród juniorek młodszych, a później dwukrotnie w kategorii juniorek – mówił nam cztery lata temu trener Marek Rożej, który zaopiekował się młodą zawodniczką, gdy ta trafiła na studia do Wrocławia. Był w tym pewien szczęśliwy zbieg okoliczności, gdyż aplikowała ona na gdańską AWFiS. Szczęśliwie jednak… bez powodzenia. Stąd postawiła na Wrocław. A pochodzi ze wsi Górzyska nieopodal Drezdenka, a więc z województwa lubuskiego. I najpierw szukała szczęścia na boisku do siatkówki, choć z tą dyscypliną się nie zaprzyjaźniła. – Nie znalazłam pod siatką szczęścia. Nie podobało mi się – wyjaśniała nam.
Zmiana podstawówki na liceum wiązała się z przeprowadzką do Gorzowa. Tam zaczęła już biegać, tyle że najpierw na przełaj. – Wygrałam zawody szkół średnich i trener Tomasz Saska zaproponował treningi w ALKS-ie PWSZ. Rodzice zachwyceni nie byli, bo wcześniej starsza siostra, Marta (rocznik 1990), która dojeżdżała na treningi 50 km, zaniedbała nieco szkołę. No ale ze mną było już inaczej, mieszkałam przecież w internacie w Gorzowie, a więc byłam na miejscu – podkreślała Natalia, mająca troje rodzeństwa. Dawno temu trójskok uprawiał brat Łukasz (rocznik 1985), natomiast najmłodsza z sióstr, 20-letnia Alicja, również biegała.
Do tej pory największym sukcesem indywidualnym panny Kaczmarek było złoto Młodzieżowych Mistrzostw Europy ze szwedzkiego Gävle (2019 rok). Z kolei olimpijski występ w Tokio zakończyła na półfinale z czasem 50,79. Od tego czasu wiele się jednak zmieniło, bo dziś 24-latka, sympatia kulomiota Konrada Bukowieckiego, może się pochwalić życiówką o blisko sekundę lepszą (49,86). Wyśrubowała ją tak podczas niedawnego mityngu Diamentowej Ligi w Chorzowie.
Lekkoatletyczne Mistrzostwa Europy w Monachium
W Monachium rywalizacja również odbywała się na Stadionie Olimpijskim. Na tym samym, na którym dokładnie pół wieku temu odbywały się igrzyska. Na tym obiekcie grał też Bayern Monachium, dopóki nie postawił sobie Allianz Areny. Grunt, że teraz pomnik postawiły tam sobie dwie Polki. Druga była Natalia Kaczmarek (49,94), a trzecia, po kapitalnym finiszu, Anna Kiełbasińska (50,29), osiągając czas o 0,02 sek gorszy od swojego „personal best”. Poza zasięgiem okazała się Holenderka Femke Bol (49,44), której z uwagi na walory szybkościowe możemy wydłużyć nazwisko o jedną literkę – Bol(t). Ósma w finale była Iga Baumgart-Witan (51,28).
- Idąc na start myślałam, że srebro biorę w ciemno. Dałam z siebie wszystko, wydaje mi się, że zaczęłam bardzo szybko. Mam srebro i bardzo mnie to cieszy – mówiła Kaczmarek. Kiełbasińska z kolei biegła z kontuzją, która – o dziwo – przeszkadzała jej w chodzeniu, ale w bieganiu już nie. – W dniu finału bolało nawet mocniej. Mięsień naciągnęłam w głupi sposób - potknęłam się klapkiem o dywan – tłumaczyła, już z uśmiechem, charakterna zawodniczka SKLA Sopot.
Po takim sezonie Natalii i Annie grozi już tylko potknięcie o… czerwone dywany. WK
Już nie tylko Szewińska
Polskie sprinterki mogą się już pochwalić czterema medalami ME na 400 m. W 1978 roku po brąz sięgnęła Irena Szewińska (Praga), w 2022 Justyna Święty-Ersetic przywiozła z Berlina złoto, a teraz doszły srebro Kaczmarek i brąz Kiełbasińskiej.