Pierwszym, co uderza po wejściu do budynku, to wysoka temperatura i duża wilgotność powietrza – czujemy, jakby po przekroczeniu progu nowoczesnego gmachu w mgnieniu oka teleportowalibyśmy się do Tajlandii albo Indonezji. Ale na zmysły działa tutaj nie tylko upał – uwagę zwraca też niespotykany nigdzie indziej w naszej strefie klimatycznej zapach roślin, które do Łodzi trafiły prosto z Azji Południowo-Wschodniej. Trudno się dziwić. W końcu jak najwierniejsze odwzorowanie warunków, jakie funkcjonują w strefie równikowej, było jednym z głównych celów stojących przed pomysłodawcami stworzenia Orientarium – jedynego w Europie obiektu, kompleksowo prezentującego bogactwo fauny i flory Dalekiego Wschodu.
Aleksander i spółka
Cała inwestycja, która po ponad trzech latach budowy została oficjalnie otwarta wiosną tego roku, wchodzi w skład działającego już od 84 lat łódzkiego Miejskiego Ogrodu Zoologicznego. Orientarium zajmuje powierzchnię blisko ośmiu hektarów – składają się na nią zarówno wybiegi zewnętrzne, jak i te znajdujące się wewnątrz budynku, a także nowoczesne centrum konferencyjne. Przestrzeń ekspozycyjna podzielona została na cztery strefy. Pierwszą z nich jest słoniarnia, a jej niekwestionowana gwiazda to Aleksander – największy w Europie słoń indyjski, który do Łodzi trafił z ogrodu zoologicznego w niemieckim Münster. Potężne, ważące sześć ton zwierzę, w Orientarium ma także młodszego kompana – Taru. Jak twierdzą pracownicy Orientarium, na dwóch słoniach się nie skończy. Trwają jeszcze prace nad rozbudową zewnętrznego wybiegu dla tych największych ssaków lądowych, dzięki czemu w przyszłości planowane jest powiększenie słoniego stada.
Więcej lokatorów ma za to kolejna strefa. Pomimo nazwy Celebes prezentowane są tam gatunki nie tylko pochodzące z tej indonezyjskiej wyspy, lecz praktycznie całego regionu – od jeżozwierzy palawańskich (które w Polsce można zobaczyć na żywo tylko tutaj), przez wyderki orientalne, aż po makaki i wiele innych. Strefa ta ma również swój ciekawy klimat, dzięki azjatyckiemu wystrojowi – poza egzotyczną roślinnością możemy tu też poczuć się jak w ruinach dawnej świątyni, a całości efektu dopełniają makaki skaczące po buddyjskich pomnikach!
Pod wodą i w powietrzu
Równie dobrze prezentuje się wystrój kolejnej części. W strefie oceanicznej zgromadzono ponad 1300 ryb, w tym rzadko spotykane w polskich ogrodach zoologicznych riny gitarowe, rekiny brodate czy żarłacze rafowe czarnopłetwe. Są tu także ogończe niebieskoplame, czyli płaszczki wyposażone w ostre kolce z bardzo silnym jadem oraz kolorowe pokolce królewskie, znane wielu dzieciom jako bajkowa rybka Dory.
Wszystkie te gatunki można podziwiać nie tylko w wielkich akwariach (łącznie jest tu siedem zbiorników ze słoną wodą), lecz także z poziomu najdłuższego w naszym kraju podwodnego tunelu, który mierzy aż 26 metrów. Co istotne, w Orientarium można zobaczyć też prawdziwą rafę koralową, uchodzącą za najbogatszy w życie morski ekosystem – mimo że zajmuje ona jedynie zaledwie promil powierzchni oceanów, to na obszarze jej występowania żyje aż jedna czwarta spośród wszystkich morskich gatunków. Jak mówią nam pracownicy Orientarium, koralowce są bardzo wrażliwe na zmienność warunków, dlatego trafiają do akwariów dopiero wtedy, gdy wszystkie parametry wody są w pełni ustabilizowane. Z tego też powodu część ozdabiających zbiorniki raf na razie jest… sztuczna!
W pełni autentyczną roślinność można za to zobaczyć w kolejnej, czwartej strefie Orientarium. Ogromna przestrzeń, będąca domem dla kilkunastu różnych gatunków zwierząt, swoją nazwę czerpie od Wysp Sundajskich – bogatej w faunę i florę części Indonezji. To jest także najgorętsza część obiektu – niezależnie od pory roku utrzymywana jest tu stała temperatura na poziomie co najmniej 27 stopni Celsjusza. Największymi (dosłownie!) gwiazdami tej strefy są Kraken i Penelopa – krokodyle gawialowe. Szczególne wrażenie robi ten pierwszy, liczący sobie ponad pięć metrów długości, dzięki czemu uważany jest za najbardziej imponujący okaz tego gatunku w żyjący w europejskich ogrodach zoologicznych. Poza ogromnymi gadami w tej części pawilonu można zobaczyć też gibony, langury jawajskie, binturongi, myszojelenie, niedźwiedzie malajskie czy orangutany sumatrzańskie – jedyne takie w Polsce. A nad wszystkim latają swobodnie azjatyckie ptaki...
Placówka z misją
Podziwianie egzotycznych zwierząt to jedno, ale nadrzędnym celem funkcjonowania takich obiektów jak łódzkie Orientarium jest coś innego – jak podkreślają tutejsi pracownicy, podstawową misją współczesnych ogrodów zoologicznych jest edukacja oraz ochrona gatunków, których istnienie zagrożone jest w naturalnym środowisku występowania. Tak też dzieje się w łódzkim zoo. Przykład? Na jednym z wybiegów w strefie Wyspy Sundajskie leniwie wyleguje się Somnang – 20-letni niedźwiedź malajski. Zwierzę przywiozło ze sobą do Łodzi bagaż smutnych doświadczeń – przyszło na świat w 2002 roku na wolności w kambodżańskiej dżungli, ale wraz ze swoim bratem padło ofiarą nielegalnego handlu.
To pokłosie występującego od lat w tej części świata procederu pozyskiwania niektórych części ciała niedźwiedzi, które mają zastosowanie w chińskiej medycynie ludowej. Na celowniku kłusowników są przede wszystkim pęcherzyki żółciowe i pazury tych zwierząt wykorzystywane do przygotowania leków na różne schorzenia. Wbrew pozorom nawet współcześnie wcale nie jest to nisza. Zaledwie dwa lata temu Narodowa Komisja Zdrowia Chin oraz Krajowa Administracja Medycyny Chińskiej zaleciła w leczeniu ciężkich przypadków COVID-19 stosowanie zastrzyków, w skład których wchodzi właśnie żółć niedźwiedzia. Warto też wiedzieć, że proces jej pozyskania jest dla zwierzęcia bardzo bolesny. Somnang i jego brat mieli jednak ogromne szczęście, bowiem w 2004 roku działacze z organizacji Free the Bears Fund odebrali parę niedźwiadków właścicielowi nielegalnej farmy, które przetrzymywał je w ciasnych klatkach. Temu zbiegowi okoliczności zwierzę zawdzięcza swoje imię, bo Somnang w języku khmerskim oznacza mającego szczęście w życiu.
Na dozę szczęścia pracownicy Orientarium liczą w przypadku również zamieszkujących strefę Wyspy Sundajskie orangutanów sumatrzańskich. Jak tłumaczą, łódzka placówka jest jedyną w Polsce, która podjęła się trudnego zadania hodowli tego gatunku. Szczególne nadzieje wiążą z parą zwierząt, jaka trafiła tu z ogrodu zoologicznego w szwajcarskiej Bazylei – ośmioletnia samica Ketawa i 17-latek Budi mają się ku sobie, więc wszyscy trzymają kciuki za rychłe nadejście ich potomstwa. Byłoby to ważne wydarzenie i to nie tylko dla zwierzęcych kronik towarzyskich! Orangutany sumatrzańskie zaliczają się do gatunków krytycznie zagrożonych wyginięciem, szczególnie w północno-zachodniej Sumatrze, skąd pochodzą. Jak szacują eksperci, w ostatnich dekadach liczebność ich populacji spadła aż o 80 proc. Bezpośrednią przyczyną tego zjawiska jest prowadzona na wielu indonezyjskich wyspach masowa wycinka lasów tropikalnych, będących naturalnym środowiskiem orangutanów, na rzecz tworzenia plantacji palmy olejowej. Orientarium aktywnie działa na rzecz podtrzymania tego gatunku nie tylko poprzez hodowlę – chcąc edukować społeczeństwo i promować dobre praktyki, najemcy znajdujących się tutaj lokali gastronomicznych mają zakaz używania oleju palmowego.
Orientarium Łódź. Nauka, zabawa i… sztuka
Edukacja edukacją, ale Orientarium jako obiekt w dużej mierze adresowany do młodszych odwiedzających, ma także wiele miejsc, w których można się bawić. Znajdziemy tu rozsiane po całym terenie ogrodu fotobudki, interaktywne wieże i stoliki z grami związanymi z tematyką zwierzęcą. Są takżę specjalne zabawki opowiadające ciekawostki o gatunkach zamieszkujących łódzkie zoo. Z kolei z myślą o trochę starszych dzieciach na terenie ogrodu zoologicznego powstał nowoczesny park linowy, który znajduje się przy budynku Wiwarium.
Co ciekawe, odwiedzając Orientarium, możemy też zobaczyć prawdziwe dzieła sztuki – mowa o 14 muralach stworzonych przez łódzkich i wrocławskich artystów, które przedstawiają zwierzęta zamieszkujące Azję Południowo-Wschodnią. Te wielkoformatowe dzieła i nie tylko doskonale pasują tu tematycznie, lecz także świetnie współgrają z nowoczesną i równocześnie zieloną architekturą obiektu, chociażby dachem gęsto porośniętym roślinami. To nie przypadek – natura gra tu pierwszoplanową rolę i to w każdej formie