Ze względu na chorobę, kości chłopca mają ograniczone możliwości wzrostu. Jego kręgosłup rośnie prawidłowo, ale nogi nie. Rodzice Kuby od wielu lat szukali specjalistów, którzy pomogą ich dziecku. Chirurdzy z „Żeromskiego” jako pierwsi w Krakowie zaczęli stosować tę metodę, która dzisiaj jest coraz bardziej rozpowszechniona na świecie i zakwalifikowali chłopca do operacji.
– Takie zabiegi nie zaliczają się do rutynowych, są dość rzadkie – mówi prof. Julian Dutka, ordynator Oddziału Chirurgii Ortopedyczno-Urazowej w „Żeromskim”. – Jest niezbędna bardzo wnikliwa kwalifikacja pacjenta, gdyż czeka go skomplikowany i długotrwały proces leczenia.
Lekarze w pierwszym zabiegu wprowadzili do organizmu gwóźdź. Aby to wykonać, przecięli kość udową i umieścili na jej dwóch końcach stabilizację w postaci gwoździa. Działanie to umożliwia dalsze rozciąganie, które jest odpowiednio kontrolowane i przeprowadzane do momentu, który organizm zaakceptuje. Lekarze muszą uważać, aby uwzględnić możliwości wzrostu i regeneracji z szybkością rozciągania kości.
Teraz nastąpił drugi etap wydłużania kończyn chłopca. Jego kości zostały już we wcześniejszym zabiegu wydłużone o kilka centymetrów, a wydłużą się jeszcze o 7 centymetrów. Wbudowany generator oddziałuje z aparatem podłączonym do prądu, który wytwarza silne pole elektromagnetyczne. Dzięki temu 14-letni Kuba może samodzielnie w domu zadbać o wzrost kończyn. Nastolatek musi trzy razy dziennie przykładać aparat do uda w wyznaczonym miejscu i na określony czas, który wynosi 2 minuty i 19 sekund. Gwóźdź za pomocą sygnałów elektromagnetycznych wydłuża się i stopniowo wydłuża także kość, w której jest osadzony. Proces ten odbywa się bezboleśnie.
Pracę nad wydłużaniem kości najlepiej zaczynać jak najwcześniej. U Kuby lekarze przygotowania pacjenta zaczęli, gdy ten miał 12 lat. Zastosowali wtedy dziecięcy aparat elektromagnetyczny. Na chwilę obecną wzrost chłopca wynosi 139 cm wzrostu, a przed rozpoczęciem leczenia było to 135 cm. Nastolatka czekają kolejne operacje kości piszczelowych i nowe gwoździe dla dorosłych. Te dla dzieci nie pozwalają wydłużyć kości więcej niż o 5 cm.
Zabieg jest dla pacjenta mało inwazyjny, ale bardzo kosztowny, ponieważ gwóźdź elektromagnetyczny kosztuje aż 60 tys. zł! Ta innowacyjna metoda jest natomiast ogromną szansą dla osób cierpiących na karłowatość. Dzięki postępowi techniki nie są już koniecznie skomplikowane operacje, które polegały na stosowaniu fiksacji zewnętrznej. Lekarze wszczepiali wtedy choremu aparat dystrakcyjny do zewnętrznego wydłużania kości. Przez skórę trzeba było wprowadzać implanty do kości, towarzyszyły temu liczne powikłania i infekcje.
– Pacjenci wierzą, że cudów się dokonuje za granicą, co jest oczywiście prawdą. To samo można jednak zrobić w Polsce, tylko trzeba znaleźć ośrodek, który się tym zajmuje i ma doświadczenie – komentuje prof. Julian Dutka.